Boliwia, Totora, 22.10.2021
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Drodzy Przyjaciele Misji.
Od mojego powrotu do Boliwii, po urlopie w Polsce, minęło już pół roku. Już kilka razy mobilizowałem się do napisania chociaż krótkiego świadectwa i podzielenia się wydarzeniami z naszej misyjnej placówki. Wreszcie się udało.
Przyznam, że z pewną dozą lęku opuszczałem ostatnio Polskę. Sytuacja na całym świecie wpłynęła również na sposoby podróży znacznie je utrudniając. Dość powiedzieć, że termin wylotu przesuwano mi kilkukrotnie. A kiedy już nadszedł ten wyczekiwany czas okazało się, że nie dostanę biletu na ostatni etap podróży czyli z San Paulo w Brazylii do Santa Cruz w Boliwii. Biuro podróży nie mogło go wydać, gdyż były podejrzenia, że tego samolotu w ogóle nie będzie. Powrót na misje od samego początku zapowiadał się ciekawie.
Jednak były to tylko złe dobrego początki. Ze względu na ograniczenia pandemiczne w samolotach nie sprzedawano biletów na wszystkie miejsca. Doszło do tego, że jedenastogodzinny lot z Europy do Ameryki Południowej przespałem prawie jak we własnym łóżku rozkładając się wygodnie na czterech wolnych fotelach. W Brazylii, już przy samym wyjściu z rękawa samolotu, oczekiwała na lecących do Boliwii miła pani z obsługi lotów, która zapewniła, że nasza dalsza podróż będzie kontynuowana.
Boliwia przywitała mnie ciepłym deszczem. Koniec kwietnia to przecież na tej półkuli jesień i końcówka pory deszczowej. Być może to były ostatnie krople przed nadejściem pory suchej. Myślami już wybiegałem do mojej Quiroga, wioski i parafii w której posługiwałem przez pięć ostatnich lat. Wiedziałem już, że u biskupa czeka już na mnie dekret i zmiana parafii.
Przeprowadzka z Quiroga do miasteczka Totora, dzięki pomocy mojego przyjaciela księdza Jana, pallotyna, przebiegła niezwykle sprawnie. Już po trzech dniach od powrotu mogłem zameldować się na nowej placówce.
Totora to malownicze miasteczko postkolonialne położone na wysokości trzech tysięcy metrów. Można więc powiedzieć, że wysoko zaszedłem, i po Quiroga, która położona jest na wysokości tysiąca dziewięciuset metrów, zasmakowałem awansu. Jak by nie patrzeć, parafrazując wypowiedź naszego świętego rodaka papieża Jana Pawła II z jednej z jego lotniczych podróży – „coraz bliżej szefa”. Region ten, przed przybyciem konkwistadorów, zamieszkały był przez Indian. Do tej pory jedną z głównych atrakcji tego miejsca są, oddalone od Totory o 30 kilometrów, pięknie zachowane ruiny miasta Inków, które każdego roku kilkukrotnie odwiedzałem wraz z ministrantami lub grupami młodzieżowymi z parafii.
Nazwa Totora pochodzi od sitowia, które dawniej porastało brzegi rzeki, nad którą położone jest miasteczko. Kamienne mosty, prężące się łukami nad leniwie przepływającą rzeką, swoim klimatem przypominają o hiszpańskim pochodzeniu ich architektów. Wąskie, wybrukowane kamieniem i ściśnięte z obu stron piętrowymi domami uliczki prowadzą nas prosto na plac główny, przy którym znajduje się XIX wieczny kościół parafialny pod wezwaniem Dziecięcia Jezus – Zbawcy. Do parafii należy 108 wiosek i miejscowości rozrzuconych w promieniu 40 kilometrów.
Na plebanii przywitał mnie padre Lionel, który już od trzech lat tu pracuje. Dużym zaskoczeniem były dla mnie temperatury, które panują na tej wysokości o tej porze roku. W dzień było 25 stopni natomiast nocą temperatura spadała do zera, a czasem nawet trochę poniżej. Dla nas Polaków taka temperatura późną jesienią lub zimą to żadne wyzwanie. Ale myślę, że inaczej na to spojrzymy biorąc pod uwagę fakt, że tutejsze domy nie mają ogrzewania. Pozostał więc stary, zaczerpnięty jeszcze z czasów seminaryjnych, sposób dogrzewania się farelką elektryczną. Jakież było moje zdumienie, gdy okazało się, że w dwóch pokojach, które stanowią tutaj moje mieszkanie, działało tylko jedno gniazdko. Moja radość nie była jednak zbyt długa. Po podłączeniu urządzenia grzewczego spaliło się i to ostatnie. Pierwszą więc pracą remontową, której trzeba było się podjąć, była wymiana całej instalacji elektrycznej na plebanii. Zaraz po tym, podjęliśmy się prac renowacyjnych i remontowych przekształcając trzy pomieszczenia służące do tej pory za magazyny na pokoje dla gości. Z jednego z pomieszczeń udało się tez zrobić siłownię, która ma służyć tutejszej młodzieży. Nie jest wielka ale, warto nadmienić, że jest pierwsza w Totora.
Jednym z ważniejszych pomieszczeń na parafii jest sala, w której mogłyby się odbywać spotkania formacyjne dzieci i młodzieży, zbiórki ministranckie i radosne wieczory. Na tę potrzebę zaadoptowaliśmy większe pomieszczenie, które niegdyś służyło jako parafialne studio radiowe a od kilku lat stało puste. Dzięki dobrodziejom i przyjaciołom misji te wszystkie prace mogliśmy zakończyć z zadowalającym efektem. A najważniejszą informacją jest to, że już służą i są dla nas wielką pomocą.
Wielką moja radością jest nasz parafialny kościół. Wygląda pięknie i na zewnątrz i w środku. Jednak już na początku trzeba było zadbać o jego wyposażenie. Nowe mikrofony, głośniki dla młodzieżowej grupy śpiewającej, księgi liturgiczne to tylko te z drobniejszych zakupów. W najbliższym czasie czekają nas większe wyzwania, które – w co mocno wierzę – z pomocą Pana Boga i dobrych ludzi, doprowadzimy do końca. Najważniejszym z nich jest konfesjonał. Tak, tak. W tym ponad stu pięćdziesięcioletnim kościele nie ma konfesjonału. Niestety jest to efekt podejścia do tego sakramentu przez tutejszych kapłanów i wiernych. Spowiada się tutaj tylko przed Pierwszą Komunią, przed bierzmowaniem i ewentualnie przed zawarciem sakramentu Małżeństwa. Smutne to. Po przyjściu na parafię wyszukałem więc w naszych garażach stary tron z miejsca przewodniczenia, dostawiłem do niego klęcznik i tak rozpocząłem regularną spowiedź. Myślałem, że przez długie miesiące będę czekał na pierwszego penitenta. Nic bardziej mylnego. Jako pierwsza zaczęła przychodzić młodzież z prowadzonego przez siostry zakonne internatu. Teraz już i starsi, mieszkańcy wiosek, którzy w niedzielę przyjeżdżają na targ i przy okazji przychodzą na Mszę Świętą. Można powiedzieć, że pragnienie spotkania kochającego i miłosiernego Pana Jezusa w tym sakramencie nigdy nie umarło, tylko czekało na okazję i możliwość. Mam nadzieję, że przygotowywany przez stolarzy artystów konfesjonał, odpowiadający wielkością i stylem architekturze kościoła, którego boczną ścianę będzie ozdabiała płaskorzeźba Jezusa Miłosiernego, przyczyni się do lepszego przeżywanie tego spotkania z Panem.
Parafia to nie tylko budynki i przedmioty – to przede wszystkim ludzie, wierni. Tych trochę brakuje na codziennych i niedzielnych Eucharystiach. Tylko przy okazji świąt i fiest kościół się zapełnia. Zupełnie zapomina się tutaj o niedzieli jako dniu świętym, dniu Pańskim. Przyczyny są różne – zaniedbana katechizacja, przyzwyczajenie mieszkańców wiosek, że ksiądz przyjeżdżał odprawić Mszę św. raz albo dwa razy w roku, wdzierające się z każdej strony sekty, priorytetowe traktowanie pracy, brak przekazywania wiary w domach rodzinnych. Mimo to z radością zauważyłem, że dzięki zaangażowaniu sióstr mamy przy parafii grupę młodzieżową. Jedna z nich, obdarzona talentem muzycznym, prowadzi grupy, które śpiewają podczas wszystkich niedzielnych Eucharystii. Brakowało tylko grupy liturgicznej czyli ministrantów. Udało się zachęcić kilkanaścioro dzieci przygotowujących się do I Komunii do rozpoczęcia formacji ministranckiej i tydzień temu siedmioro z nich zostało włączone w poczet służby ołtarza i przyjęło strój liturgiczny jakim jest alba.
Jedną z bardziej angażujących posług na tej parafii jest odwiedzanie wiosek. Każdego tygodnia, kilkukrotnie, udajemy się w różnych kierunkach naszej parafii by modlić się wspólnie z tymi, którzy do nas dotrzeć nie mogą. Modlimy się w kaplicach, często na cmentarzach i sporadycznie w szkołach. Przy okazji takich wyjazdów staramy się pomóc tym, którzy w chwili obecnej cierpią jakieś braki, zawożąc im podstawowe produkty spożywcze czy ubrania. Kilka miesięcy temu postanowiłem rozpocząć coniedzielne Msze św. w jednej z większych naszych wiosek. Mamy tam kaplice ale, jak zapewnili mnie mieszkańcy, nigdy nie sprawowano tam Mszy regularnie. Dzięki tym wizytom udało się też założyć 2 grupy przygotowujące się do I Komunii i do Bierzmowania. Piękna to grupa bo łącznie liczy ponad 60 dzieci i młodzieży.
Tak właśnie Kochani minęło mi sześć miesięcy od powrotu. Dziękuję księdzu Kazimierzowi, Waszemu proboszczowi, za Jego pamięć o misjonarzach. Ale dzięki jemu relacji wiem, że i Wy o mnie pamiętacie, że się za mnie modlicie, że mnie pozdrawiacie, że wspieracie mnie swoimi ofiarami. Dzięki tej Waszej pomocy mogę tu być i działać. Dzięki Wam ta misja, w której teraz posługuję, może się zmieniać, rozwijać. Bardzo za to wszystko dziękuje i pamiętam też o Was w mojej modlitwie. Proszę Pana Boga by Was prowadził i strzegł. Zapraszam wszystkich do Boliwii do Totory. Jak pisałem wcześniej – pokoje gościnne już gotowe. Ja z niecierpliwością czekam na wizytę w Waszej parafii i na gościnnej, i pełnij radości i Bożego Ducha, plebanii.
Pozdrawiam z całego serca i błogosławię na odległość – Wasz misjonarz Jarek.