Chciałaby dusza do raju… A tymczasem pozdrowienia, drodzy Przyjaciele Misji, z kraju rajskiego ptaka, z Papui Nowej Gwinei (PNG). Właśnie tutaj w tym wyspiarskim kraju Oceanii od blisko pół roku stawiam pierwsze kroki na drodze misyjnej i pragnę się z Wami nieco podzielić moimi spostrzeżeniami z tego czasu.
W październiku mówi się więcej o naszym powołaniu do głoszenia Zmartwychwstałego. I zapewne staracie się to czynić codziennie w swoich rodzinach, szkołach, środowiskach pracy. Innym rodzajem świadectwa są misje „Ad gentes” w krajach odległych nie tylko geograficznie ale i kulturowo. Papua (PNG) z pewnością do takich należy.
PNG to niewątpliwie dla przeciętnego Polaka kraj egzotyczny i daleki. Turystę, czy misjonarza „spoza” mocno zaskakuje niezwykłe bogactwo i piękno natury; bujna przyroda z niezliczonymi rodzajami drzew, kwiatów, roślinności czy zwierząt. Bogactwo to i niezwykła różnorodność – „raj” dla biologów czy antropologów – przywodzi na myśl piękno biblijnego raju. Nie bez powodu mówi się w regionie niekiedy: jechać do Papui, to jechać do raju! A jeśli dodamy do tego, że PNG obok krzyża południa ma na swojej fladze wizerunek rajskiego ptaka, skojarzenia same napływają. Dodajmy do tego ponad 700 lokalnych języków, które odzwierciedlają wielość plemion a obraz Papui staje się jeszcze bardziej tajemniczy, zagadkowy, niekiedy surowy i groźny. Bogactwo kultur, tradycji i zwyczajów jest przeogromne. Tropikalny klimat z nieustannym latem i właściwie ciągła wegetacja, pozwala rolnikom na kilkukrotne zbiory w ciągu roku. Rolnicy uprawiają tu różne rodzaje ziemniaków, warzyw, owoców oraz dobrą kawę. Jak dobrze wyjść za drzwi domu, aby zerwać dojrzałą pomarańczę czy banana bez udawania się do sklepu… Problemem bywają jednak wysokie temperatury. Zostałem posłany do górskiej prowincji ze stolicą w Goroka (1800 m), gdzie klimat jest dla mnie szczęśliwie zbliżony do tego w Polsce! Chociaż zdarzają się dni gdy słońce przypomni o sobie dość mocno aż do 50° C w cieniu. Życie na wybrzeżu jest pod tym względem o wiele trudniejsze.
Dzisiejsza Papua to młoda demokracja i państwo wielu kontrastów z ekonomicznymi włącznie. Ten ok. 10 milionowy kraj dokonał w ostatnich latach ogromnego skoku cywilizacyjnego – jak sami Papuasi przyznają – od kamienia do komputera; to co w naszej cywilizacji zajęło setki lat tutaj nastąpiło w ok. 20 – 50 ostatnich latach. I chociaż „gadżety” zachodniej cywilizacji są coraz bardziej obecne to jednak miejscowa ludność jest mocno przywiązana do tradycji i zwyczajów klanowego stylu życia. Duży potencjał ludzki, czy zasoby mineralne (m. in. złoto) teoretycznie wskazuje, że PNG nie powinna być państwem biednym, jednakże wszechobecna korupcja czy przemoc zahamowuje skutecznie jego rozwój. Papuasi żyją skromnie i prosto, jednak skrajnej biedy na szczęście tu nie ma.
Wybierając się na misje wiedziałem, że kraj do którego jadę będzie dla mnie dużym wyzwaniem; przeczuwałem, że czeka mnie o wiele więcej wyrzeczeń niż w Europie. Stawiałem sobie jednak podstawowe pytania: o ludzi – jacy są? o kulturę i życie społeczne i naturę; o Kościół, jak funkcjonuje i jak miejscowi chrześcijanie przeżywają swoją wiarę?
Otóż chrześcijaństwo jest tutaj bardzo młode. Liczy zaledwie ok. 130 lat. PNG była ewangelizowana głównie przez protestantów, ale także przez katolików, stanowiąc obecnie zdecydowanie pierwszą religię kraju. Katolicy stanowią tu ok. 30 %. Prowincja górska, gdzie stawiam moje pierwsze kroki ma szczególną cechę: tu katolicy są arcymniejszością – to zaledwie ok. 2% ludności. To efekt pierwszej ewangelizacji przez luteranów. Kościół Katolicki w tutejszej diecezji Goroka istnieje zaledwie od ok. 60 lat. Misjonarze Świętej Rodziny posługują tu od 30 lat. Jaki jest lokalny Kościół? Jak wszędzie ma swoje struktury, ale ma też bardzo głębokie poczucie wspólnoty. Ludzie nie tylko modlą się razem, pracują razem ale też „po”, potrafią długo razem świętować, godzinami przebywać ze sobą i rozmawiać. Miejscowa kuchnia – będąca niekiedy wyzwaniem dla misjonarza – i tradycyjne potrawy są do tego dodatkowym impulsem.
Co zaskakuje bardzo pozytywnie, chrześcijanie mają żywą świadomość czym jest Kościół. Przeprowadzone ostatnio przez miejscowy episkopat trzy lata poświęcone „Laity” – wiernym świeckim, doskonale owocują i wpisują się w aktualną ideę Synodu zainicjowaną przez Papieża Franciszka. Echo Synodu dotarło – a jakże przez apostołów świeckich! – do najbardziej oddalonych wspólnot diecezji w buszu! Przykładem samoświadomości Kościoła jest fakt, że lokalny lider zaczynając „toksave” (nasze ulubione ogłoszenia parafianie…), pozdrawiając wiernych, mówi: „Good morning Church!” – „Dzień dobry Kościele!”. To z pewnością wyraz poczucia tożsamości kościelnej; Kościół jest Chrystusowy – ale jest „nasz”, co więcej, my rzeczywiście jesteśmy Kościołem!
To niewątpliwie także wyraz współodpowiedzialności za Kościół. Jak przekłada się to na konkrety życia? Wierni uczestniczą bardzo aktywnie w spotkaniach, dyskusjach, pracach dotyczących parafii czy diecezji. Wnoszą wiele propozycji, wyrażają swoje zdanie. Wspierają go modlitewnie. Szczególnie aktywne są Legiony Maryi (dorosłych oraz młodych). Są pomocni i chętni w dekorowaniu czy sprzątaniu kościoła, przygotowaniu liturgii. Różne grupy, np. studenci dwa razy w tygodniu po ok. 1.5 godz. stroją gitary, ćwiczą śpiewy aby liturgia była – i jest! – pięknie przeżywana, czytania mszalne i modlitwa wiernych w każdy dzień tygodnia i w niedzielę jest czytana przez wiernych; to samo dotyczy większych prac w parafii, są one wykonywane przez wiernych. A wszystko to na zasadzie wolontariatu – nikt nie otrzymuje za to finansowej zapłaty! Rolą kapłana jest posługa sakramentalna i koordynacja licznych inicjatyw, które służą rozwojowi wspólnoty: ”servant lidership”- służebne przewodzenie. Są naturalnie – jak wszędzie – trudności, czy problemy, którą stanowią część naszego chrześcijańskiego życia ale wiara zakorzeniona w kulturze sakramentów i modlitwie pozwala je pokonywać za łaską Pana. A Kościół stara się świadczyć przez styl życia, że Pan Zmartwychwstały żyje i ciągle ma odpowiedź na najgłębsze pytania i pragnienia człowieka.
Kończę, drodzy Przyjaciele, bo o. Kazimierz Wasz zacny Proboszcz, którego bardzo szanuję (tyle lat na misjach na Syberii!), prosił mnie o artykulik, a tu tyle tekstu! Bardzo dziękuję za modlitewne wsparcie i proszę pamiętajcie o mnie, jak i ja staram się codziennie pamiętać o moich Bliskich z Huszlewskiej Wspólnoty Św. Antoniego.
Szczepan BIERNACKI, msf